Tuńczyk to białko. Wszędzie jest supertani. Makaron też. Albo ryż czy kasza. To węglowodany. W czasach prospery dorzuca się coś ekstra, jakieś warzywo z puszki albo jakieś inne krzaki. Jest to, powiedzmy sobie, pełnowartościowy posiłek który nic nie kosztuje, który robi się w jednym garze oszczędzając gaz z kampigazu i w ogóle to samo dobro. Rybka codziennie. Na śniadanie owsianka na wodzie. I tak już od paru lat. Wciąż jestem żywy.

Nasz dobry norweski kumpel Terje zawsze się z nas śmieje kiedy widzi, że jemy owsiankę, bo to klasyczny posiłek w norweskich więzieniach. Nie szczędzi nam tego żartu. Swoją drogą ciekawe skąd o tym wie, wolę nie pytać. Terje zawsze robi też wielkie oczy kiedy mu mówię, że spędziłem całą zimę w Hiszpanii i kolejną też mam zamiar.

Zapytałbyś Terje, co ja takiego robię, że zamiast na tydzień, dwa, lecę sobie na pół roku do hiszpy a jak wrócę do zaraz sobie skoczę w Alpy czy gdzieś.
Lepiej jednak, gdybyś zapytał o to, czego właśnie nie robię.

Zawsze kiedy uda mi się uzbierać trochę grosza, od razu jadę gdzieś go roztrwonić. I mógłbym z łatwością ten proces roztrwaniania ukrócić do tych klasycznych mniej więcej dziesięciu dni. Sypiać w hotelach, jadać w restauracjach, wypożyczać samochody, kupować kolorowe drinki, pamiątki i rzeczy. Tak jak należy. To żadna sztuka.

W końcu to wakacje. Powinienem wydawać pieniądze na prawo i lewo. Jestem kolarzem więc muszę jechać na Zgrupowanie, z masażystą, wozem technicznym i w ogóle. Tak jak pokazywali w Eurosporcie. Jestem 28 letnim typem więc muszę chodzić do barberka co tydzień i mieć nowego ajfona w kieszeni levisów. Jestem kimś więc muszę coś tam. Niekończąca się lista niepisanych zasad wtłaczanych mi do głowy przy każdej możliwej okazji.

To co dla jednych jest standardem, dla mnie z czasem stało się zbędnym luksusem. Z którego wolę zrezygnować, w imię czegoś, dla mnie cenniejszego, w zamian.

Mniej wydaję, mniej muszę pracować. I dłużej mogę podróżować. To dosyć proste. Makaron z tuńczykiem zamiast restauracji. Często nawet namiot zamiast hotelu. Wino z kartonu i najtańsze airbnb. Po powrocie do domu tak samo staram się poskramiać swoje zachcianki. Wszystko w imię bycia dłużej w drodze, dłużej w górach. I koniec końców jakoś to działa.

Makaron z tuńczykiem jako symbol powściągliwości i minimalizmu.

Bo tak. To wybór. Jeśli mam do wyboru nowe buty a posiedzenie dłużej w hiszpie to wybór jest banalnie prosty. Kupuję superglue żeby skleić odpadającą podeszwę, a za resztę płacę czynsz najtańszej hiszpańskiej kabiny. I tak to leci.

Choć czasem miewam szczerze dość owsianki. A tuńczyka to już w ogóle. Naprawdę robi mi się niedobrze na samą myśl.
Ale już przeprowadziłem sam ze soba tę rozmowę i wiem, że podjąłem jakąś tam decyzję i jej konsekwencje są warte tego chwilowego odruchu wymiotnego.