Ojej! Jak zimno! Zima idzie. A to jeszcze nic, będzie gorzej. Trochę się już lękam. No dobra zaczynam się serio bać tej zimy.

Muszę się przygotować. Porządnie uzbroić. Kurteczkę jakąś dobrą kupić. Ciepłą. Z windstoperem czy czymś. castelli jakieś na przykład (800 zł)

I na deszcz i pluchę coś na wierzch się przyda. Goreteksik jakiś. Musi być. gore oxygen jest podobno super (600 zł).

Spodnie dobre też potrzebuję. Trzeba dbać o kolana przecież. Kumpel ma Endury, mówi, że są ok. Wezmę, nie chce rozwalić kolan przecież (500 zł)

Widziałem też taką potówkę fajną, z windstoperem z przodu wszytym. Musi być przytulnie w niej. Ogólnie bielizna termoaktywna jest super. Kupię (600 zł)

No i rękawiczki jakieś, żeby mi dłonie nie drętwiały, czapka, buff jakiś i to wszystko. Bez tego ani rusz. Może jakieś castelli, będzie pasować do kurtałki (400 zł)

Na zdrowiu nie ma co oszczędzać!

O butach bym zapomniał. Maciek widziałem fajne sobie sprawił. Z membranką. Za kostkę. Mówi, że czytał test, że to o niebo lepsze niż ochraniacze. Sam nie wiem. Kupie to i to, na wszelki wypadek, stestuję sobie (550 zł)

Chyba wystarczy, może jeszcze się przydadzą te wkładki Sidi ogrzewane. Niby cierpienie kształtuje charakter, ale ja akurat nie przepadam za odmarzającymi stopami (800 zł)

Fajnie fajnie, ale na czym ja będę jeździć? Przecież nie na carbonie moim kochanym. Wolne żarty. Przyjdzie plucha, sól na drodze i co wtedy. A trening trzeba zrobić przecież!

Widziałem taki artykulik fajny. Jak złożyć sobie zimówkę na jakimś starym parchu. Wygląda na to, że trzeba mieć taki rower. Z błotnikami i tym całym oprzyrządowaniem. No i dobra. Skoro tak, to złożę, a co (1500 zł)

Chociaż widziałem, że Maciek ma przełajkę. Fajny sprzęt. Mówi, że to dobre uzupełnienie treningu. Ja tam nie wiem, pewnie ma rację, już trzy lata w końcu jeździ, też jakiegoś Ridleya sobie sprawię (4500 zł)

I te fatbajki. Oooo! Fajne rowery. Ale to musi iść po śniegu! Ubaw jak 150. Pewnie kiedyś i tu napada. Przydałby się taki w stajni. Kupię, wszyscy kupują (7000 zł)

N+1 rowerów he he! To lubię! Chociaż skąd ja na to pieniądze wezmę. Ja nie wiem. Chyba nadgodziny wezmę. Trzeba walczyć o marzenia co nie.

Tylko po ciemku już będę mógł trenować teraz. Późno. Dobra tam. Lampę jakąś kupię. Halogen jakiś. Ta co Maciek ma podobno oślepia z kilometra. Fajnie! Biorę (300 zł)

Ojej jak zimno. A jak przymrozi? Lód na szosie będzie? Poszukam jakichś opon z kolcami. Do zimówki, przełajki i fatbajka. Nie chcę sobie kości połamać przecież! (600 zł)

W gazetce czytałem też, żeby zimą jakąś ogólnorozwojówkę robić. Cholera wie po co. Kupiłem rower bo lubię rower. Ale skoro mam być lepszy niż Maciek to kurcze, wiadomo.

Piszą, że siłownia. Dobra. Pure podobno jest git, od razu karnet na całą zimę wykupię (500 zł) I na basen też trzeba. Trzeba. Skoro tak to okej (300 zł) i spinning jeszcze coś tam daje, jak tak to też kupię karnecik, nie będę oszczędzał na samym sobie przecież (300 zł)

Maciek coś na fejsa wrzucał z taką piłką wielką. Wszyscy podobno się teraz na tym wygibują. Też sobie sprawię. I te ketle. I TRX. Bo co ja tam wiem, goście muszą mieć rację (400 zł)

Kurcze, chyba pół tej zimy w piwnicy spędzę. Co za przykra perspektywa. Ale przynajmniej forma będzie na sezon! Maciek koła nie utrzyma za nic w świecie. He he.

A, i mówili chłopaczki z siłowni, że trzeba wypić białeczko i w ogóle łykać to i tamto bo mięśnie polecą i w ogóle będzie źle. No dobra. Przecież nie chcę sobie zrobić krzywdy! Kupię pakiecik jakiejś dobrej firmy a nie byle olimpu, za kogo wy mnie macie (400 zł)

Biegać każą też. Widziałem paru kolarzy co już biega mi pod blokiem. Też zacznę bo się trochę boję, że będę od nich słabszy jak ja nie będę. Jakieś butki dobre się przydadzą. Adidaski jakieś, plus komplecik ciuchów, żeby wstydu nie było! (800 zł)

No i wiadomo! Trenażer! Bez tego ani rusz zimą. Co jak co ale konkretnego ćwiczenia wykonam tylko tak! Pod waty najlepiej! Kupię z tymi watami, od tego się szybciej jeździ podobno, coś markowego (2200 zł)

A, i rolkę też kupię. Mówią, że to dobre uzupełnienie. Nic z tego nie rozumiem. Ale kurcze, jeszcze potem w sezonie pożałuję jak mnie będą zrywać. Kupię i rolkę. Na wszelki wypadek (1000 zł)

Tyle towaru! Cholera, stresujące to dążenie do ideału. Ale co tam, sezon przyjdzie za jakiś czas i będę sobie pluł w brodę, że pożałowałem. Lepiej się zabezpieczyć na przyszłość co nie?

Ile wyszło? 23 450 zł? Ałć! Dobra tam. Raz się żyje! Skoczę do banku, wezmę kredyt i hajda! Carpe diem co nie!

Patrz co oni z nami zrobili. Ile potrzeb nam powymyślali. Ile więcej jeszcze wymyślą? Co wprowadzą na rynek na wiosnę? W kolejnym i kolejnym sezonie? Co da Ci kolejne powody do narzekań, że wciąż masz za mało kasy, że tyle musisz harować w robocie, żeby tylko zarobić kolejne potrzeby, które wlali Ci do głowy sprytni marketingowcy? To się nigdy nie skończy. Biznes musi się kręcić! Hajda do banków! Niech żyje pasja!

Mnie tam nie stać żeby być ofiarą tej gry. No i dobra. Zapakuję swój stary, jedyny rower do mojego starego volviacza i pojadę tam, gdzie te wszystkie potrzeby przestają mieć prawo bytu. Zamiast wypasionego trenażera z filmami z hiszpańskich szos, po prostu po nich pojeżdżę, składając na zjazdach i tropiąc węża za sztajfach. Zamiast grzać stopy butami za dobrych parę stów, wyciągnę je na murku w Morairze i ogrzeję prawdziwymi promieniami słońca. Tylko jest w tym jeden problem. kto z tego rowerowego biznesu ma na tym zarobić? Ha ha!

Na szczęście takich jak ja jest wciąż mało. Rynek będzie sobie rosnąć. Biznesy kwitnąć. Cóż za wspaniała wiadomość! Niech żyje kolarstwo! Niech żyje pasja!