Cztery godziny temu odetchnęliśmy z ulgą. Zostało już tylko 50 kilometrów. Łatwizna. Bez problemu dojedziemy przed zmrokiem. Nie. Siedzimy w jedynym barze w miasteczku, zmęczeni, zmarznięci, jak zbite psy, próbując wymyślić co tu począć z sytuacją z kategorii beznadziejnych, w którą właśnie się wpakowaliśmy.

Read More