Pada deszcz. Leje i jest w ogóle paskudnie. A Ty trenujesz. Ty kozaku! Trenujesz i z zaciśnietymi zębami wykonujesz rozpisane na dziś ćwiczenie. Nie bacząc na niesprzyjające warunki, ryzyko wywrotki czy zachorowania.

Bo dobrze wiesz, że cierpienie kształtuje charakter.

W Norylsku nie pada. Jest minus 40. Słońce zaszło 18 godzin temu. W tym rosyjskim miasteczku śnieg często zmienia barwę z białego na czarny ze względu na zanieczyszczenie powietrza metalami ciężkimi. Ludzie najczęściej skarżą się na depresję w styczniu, tuż po 44 dniach bez słońca, wielu popełnia samobójstwa. Według teorii cierpienia kształtującego charakter, ci którzy przeżyją, powinni mieć je najsolidniej ukształtowane na świecie. Twardziele najwyższego sortu.

W Morairze też nie pada. Bo rzadko kiedy tam pada. Dziadkowie w knajpkach raczą się słońcem, lekturą i przepyszną kawą. Tak samo jak robili to całe lata wstecz. Teoretycznie ich charaktery są ukształtowane tak bardzo, że aż w ogóle. Są miękkimi pałkami precyzyjnie rzecz ujmując.

Lądując w mniej lub bardziej korzystnych sytuacjach, naoglądałem się w życiu przedstawicieli różnych nacji. Norwegów. Hiszpanów. Portugalczyków. Irlandczyków. Włochów. Kolarzy i niekoniecznie. Nie stać mnie było na hotele ani wycieczki, więc często byłem zmuszony do rozmowy i integracji z randomowymi reprezentantami odwiedzanych krajów. Zostałem obdarzony ogromną ilością serdeczności przez przedstawicieli świata mięczaków. Dla których wyciąganie pomocnej dłoni to jedno z ulubionych zajęć.

Byłem też na warszawskiej pradze wieczorową porą. Byłem też na promie pełnym łysych robotników. Byłem we włoskim misteczku Forno gdzie nastąpiła jakaś potężna awaria ekonomiczna i ludzie obrazili się na świat. Byłem poszczuty psami na mazurskiej wsi. Byłem na wielu ustawkach i mniej lub bardziej lokalnych ogórkach. Mam w pamięci kilka nieprzyjemnych historii niewartych wspominania. Gdzie zamiast pomocnych dłoni był kopniak w dupę, tym silniejszy, im mocniej naznaczone cierpieniem towarzystwo się trafiało. Tak to już z twardzielami widocznie jest.

Zauważyłem pewną prawidłowość w traktowaniu innych przez ludzi traktowanych różnie przez los. W tym, jak to cierpienie wpływa na ten charakter. Chyba jako pierwszy, zamiast poprzestać na zadowoleniu, że ktoś wyraził podziw komentując w ten sposób moje zdjęcie z treningu, spróbowałem rozgryźć to górnolotne hasło.

Nazywajmy rzeczy po imieniu. Po co ludzie używają tego typu haseł? To komplement! A komplementy to pułapka. Dostaniesz jeden i będziesz chcieć więcej. A teraz wiesz jak. I zapomnisz co robisz. Co rzeczywiście wyprawiasz. Coś Ci powiem. Jesteś gość. Ty kozaku. Ale cierpienie jeśli już kształtuje charakter, to nic potem dobrego z tego nie wynika.

Możesz mnie określać mięczakiem, ale ja serio wolę się otaczać ludźmi którzy tego cierpienia w życiu mieli jak najmniej. Norwegami których serdeczność i otwartość osiąga taki poziom, że nawet sobie nie wyobrażasz. Hiszpańskimi wieśniakami których wyluzka jest na poziomie absolutnie najwyższym. Szczęśliwymi, uśmiechniętymi ludźmi. I nie zrobi na mnie już wrażenia nikt kto będzie sam, z własnej, nieprzymuszonej woli zadawać sobie cierpienia, od którego brwi są coraz mocniej ściągnięte, a pokłady wzajemnego zaufania doszczętnie wyczerpane. Z którego potem rodzi się wywyższanie i niezdrowa rywalizacja.

Cierpienie kształtuje charakter. Niestety. Możesz się zacząć się od jutra z tego śmiać. I swój charakter kształtować w jakiś bardziej humanitarny sposób. Nie wiem, książką, filmem albo rozmową. Wyjdzie Ci to na dobre. Zaufaj mi. Może zamiast robić z siebie męczennika, zaczniesz działać, robić coś nowego, co zmieni coś w Twoim życiu.

Może to najwyższy czas się zastanowić nad podejściem do tego co robisz. Tego czym określasz swoją pasję. Może czas zmienić podejście, żeby zamiast cierpienia, trenowanie sprawiało Ci radość, w jakim deszczu czy mrozie, pod jaką sztajfę czy wichurę być nie jechał. To możliwe, to tylko kwestia wyboru. Między poszukiwaniem aprobaty u innych a szukaniem jej u samego siebie.

Niech górnolotne hasła, klepiące po plecach Twoje ego, nie zmuszają Cię więcej do robienia rzeczy wbrew Tobie. Może czas zacząć je kwestionować. I przestać się przejmować opinią tych wszystkich twardzieli. Bo co, jeśli prawda jest taka, że oni są tacy, bo zwyczajnie nie mają w sobie wystarczająco pewności siebie ani odwagi żeby być tymi uśmiechniętymi mięczakami? Życie jest za krótkie żeby je sobie ot tak psuć. Lepiej je sobie ulepszać. Tak myślę, ale pewnie znowu się mylę.