Jak zepsuć sobie zabawę
I tak to jest, chcesz się rozwijać, być lepszy. To naturalne. I wszędzie możesz znaleźć multum instrukcji i instruktorów, poradników i porad wspaniałych. I wszyscy są tacy zdeterminowani, pomocni i w ogóle wszyscy razem wytrwale gonimy króliczka. I to takie szczytne i piękne, tylko ostatecznie, po tych wszystkich staraniach w końcu docierasz do punktu, gdzie okazuje się, że cały ten rozwój sprowadza się do stawania się szybszym.
I nikt dotąd jeszcze nie wpadł na nic ciekawszego. I nikt na głos nie powiedział jeszcze, że to wszystko na nic. Bo to nie jest tak, że kiedy stajemy się szybsi, to zabawa staje się lepsza. No nie, niestety.
Tylko to tak sobie trwa, bo nikt już nie chce się przyznać. Ci co gonią jeszce nie wiedzą. Ci co nie zadają pytań, pytań zadawać nie będą i tak. A tym, którzy poświęcili ten ogrom czasu i energii żeby stać się doskonalszym, po czym okazało się, że w sumie zabawa jest taka sama, jeśli nie gorsza, po prostu teraz głupio się teraz przyznać. Szczególnie przed samym sobą.
I nikt z tych wszystkich dobrodzieji od instrukcji, tresury i porad, nie wpadł jeszcze na to, że może czas na zmianę podejścia z tej pogoni za byciem szybszym i się zastanowić, co tu robić żeby po prostu czerpać więcej radości.
Będąc przewodnikiem w Sierra Nevada obserwowałem sobie ludzi. Wielu. Byli szybcy, byli i zupełnie wolni. Młodzi i starzy. Piękni i brzydcy. I co? I gdyby to tak działało jak mówi trener i redaktor i idol z telewizora to najwięcej frajdy powinni mieć ci z najlepszą nogą i najlepszym butem na nodze tejże. I tak dalej. Otóż nie.
Zupełnie nie. Największy ubaw mieli albo ci zupełnie początkujący, jak Frank który robił przez pół dnia dwudziestokilometrowe podjazdy w zwykłych trampkach a uśmiech nigdy nie schodził mu z twarzy, albo ci którzy już dawno ściganie mają za sobą i zdążyli się zdystansować. Choć bawić potrafili się też ci, którzy się ścigali i byli mocni nadwyraz, ale mocni zawodnicy potrafili też kręcić nosem i pojękiwać raz po raz. Ci słabi też.
Reguły nie ma. Tak naprawdę każdy może się bawić przednio. Zapytasz więc, jak jeździć, żeby się dobrze bawić? Nie wiem. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Znam za to multum sposobów na to, jak zabawę sobie skutecznie popsuć. Jest ich kilka:
- martw się na zapas. bój się, że nie dasz sobie rady. że to za dużo dla Ciebie, za daleko, za wysoko, że dnia ci nie wystarczy i umrzesz z głodu bo nie masz tych żelków ulubionej marki w kieszonce. pewnie czasem będziesz nawet mieć rację, ale hej, od tego się nie umiera. może i potem wrócisz po ciemku z odmrożonymi palcami i pustym brzuszkiem, za to z piękną przygodą do opowiadania później. ale nie, bądź rozsądny, zawracaj.
- porównuj się do innych. niby lubisz jeździć. ale nie oszukujmy się, lubisz jeździć, dopóki ktoś nie jedzie szybciej od Ciebie. Po prostu lubisz jeździć, ale szybciej od innych. więc ktoś musi być wolniejszy. byle nie Ty. Wiesz, jest taka piękna zdolność, umieć sobie jechać wolniej od kogoś i w ogóle się tym nie przejmować. Mało kto to umie. Ty też nie umiej. Czuj się z tym byciem wolniejszym gorzej i zepsuj sobie zabawę, jak piękna pogoda, jak piękne góry dookoła i jak najlepiej by nie było. jesteś wolniejszy, wszystko jest źle.
- staraj się być kimś innym. na przykład swoim idolem. to najpopularniejsza metoda na psucie sobie okazji na zabawę teraz. bo teraz to jesteś nikim, dąż do tego żeby być jak te fajne chłopaki z telewizora. bo powiedzieli, że trzeba gonić marzenia, i że wygranie jakichś igrzysk to dopiero jest ubaw. to co teraz w takim razie ssie. no, to powodzenia.
- odkładaj na później. nie wychodź teraz z domu. nie jedź teraz w góry. pewnie będzie padać. może za miesiąc będzie lepiej. nie wychodź, złapie Cie burza w dolinie po drugiej stronie i na pewno przez to umrzesz z hipotermii. zanim się obejrzysz, stanie się to Twoim nawykiem i po mału przestaniesz w ogóle nawet o tym myśleć i robić ciekawe rzeczy, przygody. bardzo mądrze. rozsądnie.
- gap się w komputerek. to bardzo pomocne. będziesz wiedział, że jedziesz zbyt wolno i kręcisz zbyt małe waty a nachylenie jest zbyt duże. jeszcze przed chwilą cieszyłeś się jazdą samą w sobie aż tu nagle natłok informacji dał ci do zrozumienia, że jesteś do niczego i jest tak bardzo daleko do szczytu. albo, że fajnie się cisnęło, ale wybaczcie przyjaciele, muszę jednak trochę inaczej bo tak mi mówią numerki. no i po zabawie.
- dołącz do większej ekipy. z początku jest super, wszyscy poklepują cię po plecach i szczerzą zęby, należysz do społeczności, jesteś nareszcie częścią czegoś. aż tu nagle, po piętnastu latach przyłapujesz się na tym, że jeździsz wciąż te same rundki, we wtorek na północ, w sobotę na południe, wysłuchiwałeś wciąż tych samych żartów i nie poznałeś prawie nikogo nowego ani nie zobaczyłeś nic nowego. a ramię od poklepywania boli coraz bardziej.
- jeździj dla Stravy. to taka super zabawa. możesz porównywać czasy ze znajomymi i bić rekordy, swoje i innych. I zasadzać się na nie. I czekać na wiatr w plecy i potem pojechać zabrać koma temu i tamtemu. mógłbyś jeździć w tyle pięknych miejsc. no ale, kom to jednak kom. jeździj dla stravy.
- trenuj. przygotowywuj się w nieskończoność. to co teraz jest nieważne. teraz się poświęcisz, ale potem.. ho ho! niby oczekiwania to ryzyko zawodu. nieważne! zmarnujesz większość dni bo ktoś obiecał ci że jednego z nich będzie super. może i będzie, okej, a co z pozostałymi dniami? doskonale zmarnowane!
- chciej rzeczy. śledź trendy. miej wszystko co najnowsze. wyszedł nowy model czegoś tam? musisz to mieć. nie jeździj. zarabiaj na to. kupuj. dopiero jak już będziesz mieć to będzie fajna zabawa. z tym, że to się nigdy nie skończy. no i super. brzmi jak plan na całe życie.
- skupiaj się na bólu. a co ma cię boleć? głowa? wszystkich bolą nogi. Sagana też. to normalne. ale Ty się tym przejmuj, myśl tylko o tym. biedaczku. możesz się równie dobrze skupiać na czymś zupełnie innym. widokach, błogiej ciszy w górach, wchodzeniu w zakręty i wypatrywaniu świstaków. albo że jakby nie bolało to by było tak super. tych co jadą szybciej od ciebie na pewno nie boli. na kanapie też nie boli. zawróć do domu.
- jeździj wtedy, kiedy jeżdżą wszyscy. jeździj w weekendy. jeździj w szczycie sezonu. jedź na Stelvio w niedzielę przed południem. wtedy kiedy aż są korki o motorów i superfur. i kolarzy. niby wiesz, że po południu będzie pusto, albo w poniedziałek. nic to. Już pojechałeś. zjazd byłby super. ale znowu utknąłeś za jakimś kamperem na niemieckich blachach. cholerni Niemcy.
- bądź oportunistą. niby chciałbyś sobie pojechać tu i tam. marzy ci się zrobić tę i tamtą trasę. ale twoja paczka jedzie znowu w świętokrzyskie, twój klub zabiera cię na cyklo radom i w sumie wyjdzie taniej. super. tak zrób. co weekend tak rób. co rok. marzenia poczekają.
- słuchaj trenera. świat stoi otworem. możesz pojechać gdzie tylko zechcesz. odkrywać świat na rowerze, zjeżdżać z najpiękniejszych przełęczy, robić epickie wyprawy raz za razem. ale nie, jutro masz dwie godziny i trzy interwały, a kolejnego dnia kompensację bo pojutrze kryterium na parkingu pod supermarketem i musisz się tam wykazać bo to doskonała zabawa, przecież, co nie.
- ścigaj się na zawodach. ściganie jest super. a potem zagradzają Ci trasę. wyznaczają godzinę startu i dystans. Mijają dwie godziny i tyle sobie pojeździłeś. Bo to niby jest super zabawa, ale znowu przegrałeś, no bo tak to działa, większość przegrywa, i jesteś zawiedziony i w ogóle smutny wręcz. super, popsułeś sobie ubaw koncertowo.
- rozczulaj się nad sobą. że jesteś słaby. że podjazd ciężki. że za ciepło i za zimno. że nie dasz rady i że w ogóle po co to tak skoro nie dają czapeczki finisher na końcu i nikt nie będzie bić brawo. że mógłbyś być szybszy. że stefan jest szybszy, a dorian chudszy. jazda jest fajna sama w sobie. nie no nie, nie jest. jest do niczego.
- bój się zjazdów. zjazdy to super zabawa. kiedy umiesz jeździć. jeździj je z panicznie zaciśnietymi hamulcami. wtedy się nigdy nie nauczysz zjeżdżać. i tak to sobie będzie trwać. może się akurat zabijesz w sytuacji awaryjnej bo nie będziesz umieć się wybronić. ale póki jeszcze żyjesz, trzymaj te hamulce, marnuj te okazje za okazją.
- przejmuj się sprzętem. kiedyś jeździłeś na czymkolwiek. potem zdobyłeś wiedzę. i nagle zaczyna ci doskwierać, że w tym wypożyczonym rowerze masz oponę 23 zamiast 25 i że w ogóle jest niesfitowany i wszystko jakoś jest nie tak. dobrze, że już wiesz. jakbyś nie wiedział to pewnie byś się dobrze bawił. tylko nie to.
- zmuszaj się do trenowania. jakby ktoś pytał, to tak, to twoja wielka pasja. ale zawsze przed wyjściem sobie odpalisz filmik cycling motivation. bo trening musi zostać odbyty. bo przecież masz cel i musisz trenować i się nie poddawać i w ogóle to nie gra ani żadna dziecinna zabawa.
- bądź rozsądny. nie ryzykuj. nie wybieraj się nigdzie uprzednio się do tego skrupulatnie nie przygotowując. w miejsca których nie znasz. na trasy gdzie nie ma zasięgu ani nic. w ogóle to się nie ruszaj z domu.
- traktuj to wszystko śmiertelnie poważnie. o tak. kolarstwo to nie gra, to coś tam. big deal. tak właśnie zrób. ściągnij brwi, zrób groźną minę i zadaj śmiertelny cios radości z jazdy. powodzenia!